Rano obudził
ją sms od Bartry. Leniwie przetarła oczy i uśmiechnęła się widząc jego imię na
swoim wyświetlaczu. Wstała do pozycji siedzącej i odczytała wiadomość.
Spotkamy się dzisiaj?
Oczy jej się
rozweseliły, gdy zobaczyła te trzy słowa. Od razu odpisała mu, że bardzo
chętnie.
Ustalili
szczegóły. Marc miał po nią przyjechać koło osiemnastej. Mieli się wybrać na imprezę, do jego kolegi z
drużyny.
- Stoję w
tych drzwiach od dobrych dziesięciu minut,
a ty mnie nawet nie zauważyłaś – przestraszyła się, słysząc głos
przyjaciółki. Spojrzała na nią, a ta wybuchła śmiechem.
- Tak, wiem.
Bartra ci się podoba i pewnie idziesz z nim na imprezę do Daniego Alvesa,
prawda? – Julia przytaknęła. Wszystko się zgadzało, skąd ona to wiedziała?
- Co ty tak
właściwie do niego czujesz, co? – Valeria usiadła na łóżku, obok przyjaciółki i
spojrzała na nią wyczekująco.
- Jest
naprawdę inteligentny, zabawny, przystojny… Różni się od Oliviera. Podoba mi
się, ale nie wiem czy mogłabym być znowu z piłkarzem. Bardzo lubię Marca, ale
się boję – wyznała blondynka. Wciąż w głowie miała wydarzenia z niedalekiej
przeszłości, którą spędziła z francuskim piłkarzem.
- Możesz mi
wierzyć, że Bartra jest milion razy lepszy od tego tam Girouda. Według mnie to
do siebie pasujecie – uśmiechnęła się szatynka i przytuliła przyjaciółkę. – A teraz pędź do łazienki, zjedź
śniadanie bo potem mam zamiar zrobić z
ciebie dzisiaj bóstwo!
Julia się
zaśmiała i poszła się umyć. Valeria stanęła przed szafą, w której znajdowały
się rzeczy blondynki i zaczęła wybierać jej strój na dzisiejszy wieczór.
Po jakiś
dwudziestu minutach w pokoju stała już angielka ze związanymi włosami i
przebrana w dres. Obie zeszły na dół,
zrobiły sobie śniadanie i oczywiście poplotkowały o Jordim. Koło południa udały
się ponownie do pokoju, który zajmowała Julia i Valeria podawała jej ubrania, a
ta znikała w łazience by ponownie się przebrać.
Po
przymierzeniu czterech sukienek, piąta wydała się najodpowiedniejsza.
Jasnoniebieska, z czarnym paskiem pod biustem. Do tego czarne buty na koturnie
i voila.
- Teraz coś
trzeba zrobić z włosami – zaczęła szatynka. Lubiła pomagać przyjaciółce w
ubraniach, makijażu i włosach. Miała do tego dryg i wykorzystywała to przy
każdym jej wyjściu.
Valeria
pokręciła trochę lokówką długie włosy blondynki i usztywniła je lakierem. Zrobiła jej również delikatny
makijaż.
- Marc
padnie jak cię zobaczy – szatynka była dumna ze swojej pracy. Podała
przyjaciółce lusterko, a ta uśmiechnęła się do Valerii.
- Dziękuję
ci bardzo! – wstała i przytuliła się do niej. Teraz miała nadzieję, że Bartra
również to doceni.
Potem
zaczęły szykować Valerię, która też miała być na imprezie u Daniego. Z nią nie
było problemów, bo już w głowie miała strój, fryzurę oraz makijaż. Czas tylko
wreszcie to urzeczywistnić!
Koło piątej
już były gotowe. Jordi wrócił z treningu
i o mało się przewrócił się wchodząc do domu.
- Pięknie
wyglądacie! – powiedział i nie mógł oderwać od nich oczu. Pocałował swoją
dziewczynę i sam musiał się przygotować do wyjścia. Jak to facet, ogarnął się w
niecałe pół godziny. Temu to dobrze w życiu.
Chwilę przed
szóstą po południu, rozległo się pukanie do drzwi. Valeria kazała zostać
przyjaciółce w swoim pokoju. Zeszła i otworzyła drzwi. Widok osoby, która stała
przed nią nie zdziwił jej.
Zaprosiła
Marca do środka i kazała mu chwilkę poczekać. Zawołała Julię i ta już schodziła
po schodach. Kiedy ją zobaczył, dosłownie szczęka mu opadła. Takiej jej jeszcze
nie widział.
Ona również
patrzyła na niego. Przystojniak w dżinsach i niebieskiej koszuli, był dziś w
sumie tylko jej.
- Pięknie
wyglądasz – powiedział do niej. Poczuła jak na jej policzkach malują się różowe
rumieńce.
- Ty również
– uśmiechnęła się do niego – Nawet do siebie pasujemy. Oboje mamy coś
niebieskiego.
- Telepatia
– puścił jej oczko, przez co, jej rumieńce nabrały koloru purpury.
Wyszli razem
z domu Alby. Skierowali się do auta Marca i odjechali z podjazdu.
- Co zrobisz
z samochodem, skoro zapewne nie będziesz w stanie prowadzić? – spytała Julia,
zerkając na piłkarza.
- Zostawię u
Alvesa. – wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej. – Już to mamy ogarnięte
– puścił jej oczko.
Dojechali po
piętnastu minutach. Stanęli przed drzwiami rezydencji Alvesów. Po chwili
otworzył im gospodarz.
- A witamy
szanowną panienkę – uśmiechnął się szarmancko i zaprosił do środka.
- Pomóc w
czymś? – zapytała od razu.
- Jakbyś
mogła z kuchni pownosić te miski z jedzeniem, to byłbym bardzo wdzięczny! –
zaprowadził ją do kuchni a potem udał
się z Bartrą do salonu, gdzie próbowali coś zdziałać ze sprzętem muzycznym.
Koło wpół do
siódmej byli wszyscy zaproszeni goście. Muzyka dudniła, a alkohol znikał ze
stołu. Julia nie piła. Nie lubiła i też nie chciała. Nie widziała nic fajnego w
piciu do upadłego. Oczywiście Marc nie zostawił jej samej, i prawie cały czas z
nią przebywał, by nie czuła się tu osamotniona, nawet wtedy kiedy jej
przyjaciółka świetnie się bawi z resztą drużyny.
Bartra
zaprosił ją do tańca i tańczyli przez większość wieczoru i nocy. Przy wolnych
piosenkach, zbliżał ją do siebie tak by oparła głowę na jego ramieniu. Czuła
się jak w niebie. Koło północy udała się na dwór by odetchnąć świeżym
powietrzem. Usiadła na huśtawce, którą Dani miał w ogródku i patrzyła w niebo, delikatnie się
bujając.
- Wszędzie
cię szukałem – jej chwilę spokoju przerwał głos Marca. Spojrzała na niego i
delikatnie się uśmiechnęła.
- Jest
piękna noc – odpowiedziała, dalej wpatrując się w niebo.
- Nie jesteś
zmęczona? Po twoich oczach widzę, że jednak jesteś – wziął plastikowe krzesełko
i usiadł naprzeciwko niej.
- Trochę –
spojrzała mu wprost w jego brązowe tęczówki.
- To chodź,
odprowadzę cię – wysunął w jej kierunku dłoń, którą od razu złapała.
- A ty nie
chcesz zostać?
- Jak ciebie
nie będzie to dla mnie już nie ma to sensu – uśmiechnął się do niej.
Pożegnali
się z gospodarzem i wyszli z jego domu.
Szli
barcelońskimi uliczkami, by jak najszybciej dojść do domu Alby. Ona wzięła go pod ramię i szła, zrównując z
nim krok. Ukrywał radość, jaką mu to sprawiło. Bardzo lubił Julię, co starał
się okazywać.
Kiedy doszli
pod drzwi domu, przystanęli na wprost siebie.
- Julia, ja
naprawdę bardzo cię lubię. Jesteś świetną dziewczyną… - zaczął Marc, patrząc
jej prosto w oczy. – Wiem, że może już jesteś uprzedzona do piłkarzy, ale ja
taki nie jestem i chyba już się o tym przekonałaś. Z dnia na dzień coraz
bardziej mi na tobie zależy.
- Ja również
coś do ciebie czuję – zbliżyła się do niego, by móc mu jeszcze głębiej spojrzeć
w oczy. W tym momencie on zbliżył głowę i musnął swoimi ustami jej usta.
Poddała mu się. Objął ją w pasie i coraz namiętniej ją całował.
______
no to macie ten finał, no :D
Zostały jeszcze dwa odcinki i epilog do końca tej historii.
Jakie dwa odcinki?! Ja nie pozwalam :D
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że Julia zaufała Marcowi, bo warto!
Impreza imprezą, ale to normalne, że ktoś się musi z niej zerwać ;>
Czekam na kolejny!
Jak to finał? Że co proszę? A gdzie Giroud i jego zazdrość, albo co innego? Oh, nie kończ tego opowiadania ;)
OdpowiedzUsuńTak malutko! Ejj :( szkoda! Bo ta historia jest świetna !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
Nie koncz tak szybko :( ja tu sie juz w akcje wciagnelam na maksa i co :D a co do rozdzialu to słitaśny i bardzo milo sie czyta. Pasuja do siebie i oby sie im powiodlo
OdpowiedzUsuńCudo :) Cieszę się ogromnie, że wszystko pomiędzy Julią, a Marcem wszystko tak ładnie się układa. Mam nadzieję, że odnajdzie ona szczęście przy jego boku.
OdpowiedzUsuń